środa, 3 sierpnia 2016

Kolejny Post Próbny



SPOILER ALERT! KTO NIE CZYTAŁ HARRY'EGO POTTERA NIECH UWAŻA!
_______________________________________________________________________


Czy to możliwe, że od pamiętnej bitwy o Hogwart, która wciąż toczy się w sercu niektórych z jej uczestników, minęło już dziewięć lat? Najwyraźniej jest to możliwe, bo tak właśnie wskazywał kalendarz. Dziewięć lat. George właśnie wpatrywał się w tę datę z niedowierzaniem, kiedy pobiegł do niego mały chłopiec, który gdyby nie nieco ciemniejszy kolor skóry mógłby uchodzić za młodszą kopię George'a. Chłopiec miał już pięć lat. 
— Tatku, tatku!! Czy mógłbym iść dziś z tobą do wujka Freda?? — zapytał chłopczyk. George uśmiechnął się do niego. Uśmiech mężczyzny nadal nie był do końca prawdziwy, ale nie był już zupełnie pusty, teraz coś zaczynało się w nim czaić. Była to odrobina szczęścia, jaką dawała mu miłość do tego małego urwisa, który w tej chwili wtulał się w jego nogi.
— Na razie jadę do Hogwartu... profesor McGonagall prosiła mnie o kilka rzeczy, pamiętasz? Dopiero później wybiorę się do Freddiego — odparł George, z bólem wymawiając imię brata.
— Ale ja jadę z tobą!! Proszę, proszę, proszę!!! — Nie poddawał się chłopiec.
— Do Hogwartu jadę sam, ale potem cię zabiorę, obiecuję — powiedział George.
— Dobra, ale jeśli oszukujesz i mnie nie zabierzesz to się zemszczę — oznajmił chłopiec i już po chwili ruszył radosnym krokiem w stronę swojego pokoju.


Hogwart nie zmienił się od czasu, kiedy George razem z Fredem postanowili opuścić go w spektakularnym stylu. No... może jednak trochę się zmienił... przecież po bitwie musiał być odbudowywany... ale nie zmienia to faktu, że wszystko zostało perfekcyjnie odwzorowane. 
George przemierzał teraz razem z profesor McGonagall korytarze, które niegdyś przemierzał razem z bratem. W sercu czuł ból. Wszystko tu kojarzyło mu się z Fredem. Wszystko. Każdy mały skrawek Hogwartu, który został przez nich odkryty za sprawą mapy Huncwotów. 
— Dziękuję za pomoc, George. Sama chyba nie byłabym w stanie wymyślić żadnych ciekawych atrakcji na dziś wieczór, a wiesz... nie chciałbym,  żeby ta uroczystość była smutna... w końcu dziewięć lat temu zwyciężyliśmy nad Voldemortem — oznajmiła nowa pani dyrektor Hogwaru. 
— Ma pani rację, pani profesor, ale... niech pani nie będzie na mnie zła, jeśli nie będę cieszył się razem z innymi. Dziewięć lat temu straciłem większą część siebie — odpowiedział George, a łzy zalśniły w jego brązowych oczach. George robił wszystko co mógł, aby z nich nie wypłynęły. Profesor McGonagall spojrzała na niego ze smutkiem. 
— Mi też ich brakuje, George. Brakuje mi profesora Dumbledore'a, który zawsze wiedział co powiedzieć, brakuje mi Lily Potter, która była jedną z najodważniejszych Gryfonek, brakuje mi Jamesa, Syriusza, Remusa i nawet Petera, którzy tak jak wy zawsze robili każdemu jakieś żarty, brakuje mi Colina Creevey'a, który był niesamowicie uparty, brakuje mi Tonks i jej... drobnej niezdarności, brakuje mi Freda i Ciebie, bo razem zawsze byliście radośni, pozytywni, uśmiechnięci i swoim optymizmem potrafiliście zarazić każdego, nawet jeśli nad naszymi głowami wisiała wizja wojny. Nie ma nawet jednego dnia, żebym o nich... o was nie myślała — wyznała kobieta, a z jej zielonych oczu wypłynęło kilka łez.


George znajdował się teraz na Wieży Astronomicznej. Jedną ręką opierał się o barierkę, w drugiej trzymał zdjęcie, na którym był razem ze swoim bratem bliźniakiem. Z jego brązowych oczu toczyły się ogromne łzy. Wszystko mu się przypomniało.

Hogwart. Chwila przed rozpoczęciem bitwy. Wieża astronomiczna. Na sam szczyt wchodzą rudowłosi bliźniacy. Weasley'owie. Stają przy barierce. Pochłaniają wzrokiem każdy fragment błoni Hogwartu. Wiedzą, że po bitwie nic nie będzie już takie samo. Dlatego też starają się zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Patrzą na wszystko co ich otacza, a w ich głowach pojawiają się wspomnienia wspaniałych lat, które spędzili w tej szkole oraz żartów, które robili zarówno uczniom jak i pracownikom szkoły. 
Słychać już jak Hogwart przygotowuje się do walki. Tylko to. Poza tym jest cicho. To tylko cisza przed burzą. George zauważa, że jego brat bliźniak z niepokojem wpatruje się w niebo. Postanawia przerwać milczenie. 
 — W porządku, Freddie? — pyta, spoglądając na brata. Ten jednak nie odrywa wzroku od gwiazd. 
 — Tak — odpowiada cicho i z drżeniem wypuszcza powietrze. George rozumie, że Fred denerwuje się tym co za chwilę może się zdarzyć. 
 — U mnie też — oznajmia George, szturchając brata w ramię. Obaj spoglądają na siebie i uśmiechają się. Wiedzą, że dopóki są razem to świat powinien czuć strach przed nimi, a nie oni przed światem. 

Teraz nadszedł czas na napisanie kolejnego listu do Freda. To najlepsze miejsce. To najlepszy moment. George wyjmuje z kieszeni kawałek pergaminu i pióro. Rozkłada je na barierce i pisze.


Drogi Freddie, 

To znów ja. Wiesz gdzie jestem? Jestem w Hogwarcie. Dokładniej na Wieży Astronomicznej. To tu widzieliśmy się po raz ostatni. Ty ostatni raz widziałeś mnie. Ja ostatni raz widziałem Twoje oczy, wiecznie uśmiechnięte, radosne i pełne życia oczy. Kiedy widziałem je potem... były puste. Tak bardzo puste. Tak boleśnie puste. Przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa. Ostatnim słowem, które usłyszałem od Ciebie było "tak". To zarazem najlepsze jak i najbardziej bolesne "tak" w całym moim życiu. Dlaczego najlepsze? Bo wypowiedziane przez Ciebie. Dlaczego najbardziej bolesne? Bo to było ostatnie skierowane do mnie "tak", które padło z Twoich ust. Nieważne.
Hogwart wcale nie zmienił się za bardzo. Co prawda był odbudowywany, ale wszystko odtworzono perfekcyjnie... wiesz... pod oknem ciągle jest ogrodzone linami kieszonkowe bagno. Ron twierdzi, że to nasz pomnik. Jednak... już wkrótce odsłonią drugi pomnik. Twój pomnik. Twój i wszystkich poległych w bitwie. Wiesz kiedy jest to "wkrótce"? Dziś. Dokładnie w dziewiątą rocznicę. Dlatego też po tym jak odwiedzę Ciebie (tak na marginesie przyjdę z moim synem. Chłopak Cię uwielbia. Chyba odziedziczył to po mnie), pójdę na trzy godziny do pracy, a potem do Hogwartu na odsłonięcie pomnika i świętowanie. Ja oczywiście świętował nie będę, bo nie mam co, ale obiecałem McGonagall, że się pojawię. Nasza nauczycielka od transmutacji jest naprawdę bardzo dobrą dyrektorką w Hogwarcie. Powiedziała, że uczyła się od najlepszych. Nieważne. 
Wiesz... po tych kilku latach milczenia wreszcie porozmawiałem z Angeliną... zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie jeśli się rozstaniemy. To było do przewidzenia. Nie odzywałem się do niej od czasu tamtej narady. Żałuję tylko jednego. Żałuję, że zdecydowałem się na tą rozmowę dopiero wczoraj. Angelina jest świetną kobietą, a ja zmarnowałem kilka lat z jej życia. Źle postąpiłem. Powinienem porozmawiać z nią od razu po powrocie do domu, a ja przeniosłem się po prostu do pokoju gościnnego. Postanowiliśmy również, że jutro porozmawiamy z dziećmi o naszym rozstaniu i to dzieci zdecydują z kim będą chciały zostać. Osobiście uważam, że lepiej dla nich będzie jeśli zostaną z Angeliną. Ona będzie w stanie nauczyć ich szczęścia, nie to co ja. Poza tym... może dać im o wiele więcej niż ja. Bo Freddie... powiedz mi... ale tak szczerze co ja mogę im dać? Co mogę im ofiarować? Nie będą mieć żadnego pożytku z mieszkania ze mną, a chcę dla nich jak najlepiej. Kocham ich. Może nie potrafię kochać tak bardzo jak przed Twoją śmiercią, bo zabrałeś połowę mojego serca ze sobą, ale te dzieci kocham wszystkim co z mojego serca pozostało. One naprawdę są wspaniałe. Fred chyba udał się w Ciebie. Poza tym... on Cię uwielbia. Nawet Cię nie poznał, a traktuje Cię jak bohatera. Traktuje Cię tak jak ja. Zresztą nieważne. 
Wiesz... stoję tu na tej wieży i mam wrażenie, że jak się do Ciebie odezwę to mi odpowiesz. Mam wrażenie, że przeniosłem się w czasie (nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to zrobić). Jednak ja nie zamierzam się teraz do Ciebie odezwać, bo wiem, że jak to zrobię to nie usłyszę Twojej odpowiedzi, a jak odwrócę głowę w stronę, po której wydaje mi się, że stoisz to Cię nie zobaczę. A to złudzenie, że może jesteś obok mnie jest tak piękne i tak bardzo mnie uszczęśliwia, że nie chcę, żeby skończyło się za wcześnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że jednak będę musiał znów poczuć ten okropny ból w sercu i tę pustkę, bo zaraz będę już kończył ten list. 
Profesor McGonagall też za Tobą tęskni. Powiedziała mi to dziś. Tęskni nie tylko za Tobą, ale i za mną, bo wie, że bez Ciebie nie ma prawdziwego mnie. Wiesz... czasem zastanawiam się co Ty zrobiłbyś na moim miejscu. Czy szybko pogodziłbyś się z moim brakiem? Nauczyłbyś się, żyć beze mnie? Potrafiłbyś być szczęśliwy? Bo ja nie. Nie pogodziłem się z Twoim brakiem. Nie nauczyłem się żyć bez Ciebie. Nie potrafię być szczęśliwy. Wiem, że wykazałeś się ogromną odwagą biorąc udział w tej bitwie. Wiem, że stałeś się bohaterem. Wiem, że zginąłeś z uśmiechem na ustach, ale Fred... szczerze? Wolałbym, żebyś był tchórzem i przeżył tę walkę. Ja nadal bym Cię kochał. Nieważne. 
Nasz sklep ma się dobrze. Prowadzę go razem z Ronem i Ginny. Chociaż, kiedy Ginny nie może to zastępuje ją Harry. Jednak sklep nie jest już tak dobry jak kiedyś. Ostatnio jakiś mężczyzna powiedział mi, że najlepsze żarty sprzedawaliśmy jeszcze przed bitwą o Hogwart. Odpowiedziałem, że wiem to. Powiedziałem, że to dlatego, że najlepsze pomysły miałem razem z Tobą, Fred. Nieważne. 
Tęsknię za Tobą. Strasznie tęsknię. A Ty? Tęsknisz za mną? Kocham Cię Freddie. Bardzo Cię kocham. Dziś list jest krótki. Następny napiszę za rok. 
George
(nie mylisz się. Nadal nie potrafię spojrzeć w lustro)

George schował pióro do kieszeni. Przeczytał jeszcze dwa razy list, ocierając przy tym swoje łzy, aż w końcu postanowił włożyć list do koperty. Popatrzył jeszcze przez parę chwil na wszystko co go otacza i postanowił wrócić do zamku, aby pożegnać się z Profesor McGonagall. Nie zauważył tylko jednego. Kiedy chował za pazuchę list, który przed chwilą napisał, wypadło mu zdjęcie z Fredem. Zdjęcie zostało porwane przez wiatr.


Widok grobu Freda wciąż był dla George'a niesamowicie bolesny. Łzy wypływały z jego oczu, a on nie potrafił ich powstrzymać, choć robił wszystko co w jego mocy, aby nie pokazywać synowi swojego cierpienia. Jednak to było od niego silniejsze. Przyzwyczajenie także. George podszedł do nagrobka i pogładził palcami litery wyżłobione w kamieniu.
— To znów ja, Freddie. Przyniosłem ci list — wyszeptał i położył kopertę na nagrobku. 
— Tatku? Co to za koperta? — dopytywał się mały chłopczyk.
— To list. Ja... co roku piszę do Freda listy i... mam do ciebie prośbę... jeśli... jeśli by mnie kiedyś zabrakło... pisz do niego listy. Dobrze? — prosił George, nie odrywając wzroku od liter na nagrobku.
— Dobrze, ale... co mam pisać w tych listach? — spytał pięciolatek. 
— Wszystko — odpowiedział George z oczami pełnymi łez.


Po odprowadzeniu chłopca do domu George postanowił przejść się do pracy. Pomyślał, że spacer dobrze mu zrobi. Szedł właśnie ulicą Pokątną, zbliżając się do Magicznych Dowcipów Weasleyów, kiedy przypomniał sobie o ostrzeżeniu, które zostało wysłane dziś rano. Musiał chwilkę pomyśleć czego te ostrzeżenie dotyczyło. Chyba mieli burzyć jakiś budynek... ale o której godzinie? Dwunasta? Nie, chyba nie. Trzynasta? Chyba też nie. George nie zdążył porządnie się zastanowić, gdy usłyszał krzyk jakiejś kobiety.
— Niech pan ucieka! — krzyczała.
Chciał odwrócić się w jej kierunku, żeby sprawdzić czy zwracała się do niego. Jednak nie zdążył. Budynek, obok którego właśnie przechodził zaczął się zawalać, przygniatając George'a gruzami.
Ludzie podbiegli do niego tak szybko jak tylko mogli, lecz było już za późno. Kiedy go odkopali spod sterty gruzu on wpatrywał się w niebo i dał radę jeszcze wydusić z siebie
— Idę do ciebie, Freddie. Wreszcie... — Wtedy płomyk życia w jego oczach zgasł i nie dało się go ponownie zapalić. 
Czy cierpiał? Nie. Nie czuł żadnego bólu. Nie miał żadnych zmartwień. Uśmiechał się, a jego uśmiech po raz pierwszy od dziewięciu lat był prawdziwy, szczery i pełny.
Widział Freda. To właśnie brat bliźniak pomógł mu wstać i otrzepać się z pyłu. Zaraz potem George spojrzał w dół. Zobaczył mężczyznę. Miał rude włosy. Twarz steraną życiem, ale jednak uśmiechniętą. Przypominał Freda, choć był trochę starszy. George dopiero po chwili uświadomił sobie na kogo patrzy.
— Czy ja... — zaczął, ale pytanie uwięzło mu w gardle i za nic w świecie nie mógł go wykrztusić. 
— Tak — odparł Fred, a George dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że nie słyszał głosu bliźniaka od wielu lat. — Dlatego mnie widzisz.
— Mama mnie zabije — jęknął George nawet nie zastanawiając się nad tym co powiedział. Dotarło to do niego dopiero jak Fred się zaśmiał.
— Akurat o to bym się nie martwił... chociaż jeśli mam być szczery o tym samym pomyślałem dziewięć lat temu — oznajmił Fred. — Tak w ogóle... nie obraź się braciszku, ale jednak jesteś kretynem. Miałeś wspaniałą rodzinę, a ty spędziłeś dziewięć lat na opłakiwaniu mnie. Powiedz mi... po co?  
— Och... a co ty byś zrobił, gdybyś był na moim miejscu? — spytał George, unosząc brwi.
— Szczerze? Najprawdopodobniej bym się zabił... albo "przypadkiem" zginąłbym w walce — odpowiedział Fred. — Ale ja... nie jestem dobrym przykładem, dobra? I cieszę się, że ty tego nie zrobiłeś, tylko próbowałeś jakoś żyć dalej. A teraz... chodźmy stąd. Tonks pewnie będzie chciała wypytać cię o Teddy'ego — oznajmił Fred z uśmiechem na ustach. George jeszcze raz spojrzał na swoje ciało. 
— Czekaj... powiedz mi... czy... — zaczął, ale Fred dobrze wiedział o co brat chciał go zapytać, więc nie pozwolił dokończyć mu pytania. 
— Nie, Georgie. Wyglądasz jak dziewięć lat temu. Nie jak teraz. Od razu uprzedzę twoje kolejne pytanie... wyglądasz tak dlatego, że to wtedy tak naprawdę umarłeś. Umarłeś za życia. Tak. Pytałem o to Dumbledore'a — powiedział. — A zresztą nieważne. Ważne, że nadal jesteś przystojny! No... nie tak jak ja, to oczywiste, ale jesteś przystojny. 
 — Naprawdę? A macie tu jakieś lustra? Ach... nieważne. Potem sprawdzę. Teraz powiedz mi... komu najpierw wykręcimy jakiś kawał? — spytał George. 
— Nie martw się tym braciszku. Mamy na to jeszcze całą wieczność — odparł Fred.  
George uśmiechnął się do niego promiennie i pozwolił mu objąć się ramieniem. Wtedy razem ruszyli w dal. Obydwoje radośni, bo po wielu latach rozłąki wreszcie mogli być razem. Bliźniacy Weasleyowie ostatecznie znów byli obok siebie. Tym razem już na zawsze.





_______________________________________________________________________



I oto kolejna (i ostatnia... chyba, że chcielibyście jakiś mały bonusik do tej miniaturki...) miniaturka z serii "Listy" o Fredzie i George'u. Moje pytanie... co o niej myślicie? 
Tak wiem... wszyscy są źli na Rowling za zabicie Freda (ja również jestem za to zła :') ) a tu nagle... BAM! I taka love dream wyskakuje ze swoją marną miniaturką i uśmierca w niej George'a... po prostu... brak słów. Ale... zanim mnie zaatakujecie i ruszycie na mnie z produktami do ciasta (jak ktoś nie wie o co chodzi to odsyłam do rozdziału 108 na blogu o Finnicku i Annie) to posłuchajcie (albo... poczytajcie) moich tłumaczeń. A więc... wybaczcie, ale nie potrafię sobie wyobrazić, żeby życie George'a bez Freda mogło być długie i szczęśliwe... poza tym... ten pomysł chodził za mną już dawno. Po prostu... musiałam. To koniec moich tłumaczeń. 
Mam nadzieję, że miniaturka ogólnie jest całkiem znośna i się Wam podoba :) Naprawdę bardzo zależy mi na Waszej opinii, bo bez Waszej opinii... raczej się niczego nie nauczę.
No i... co myślicie o tym obrazku na końcu miniaturki? Sama robiłam (wiem, że nie jest idealny, ale ja się dopiero uczę) i jestem ciekawa Waszej opinii :)
Ach... a te wspomnienie znów jest sceną z filmu... bo... oj... no się popłakałam jak oglądałam i musiałam to napisać :D

Post Próbny

To jest tylko post próbny. Zaraz wkleję tu dwie ostatnie miniaturki z bloga z miniaturkami, żeby zapełnić posty.


SPOILER ALERT! KTO NIE CZYTAŁ HARRY'EGO POTTERA NIECH UWAŻA!
_______________________________________________________________________

W maju rok po bitwie o Hogwart Hermiona Granger spędzała ostatnie tygodnie w szkole. W tym miesiącu było ostatnie wyjście do Hogsmeade. Dziewczyna oczywiście tam poszła. Umówiła się na spotkanie z Ronem Weasley'em. Para bardzo dobrze bawiła się w swoim towarzystwie. Najpierw poszli do Miodowego Królestwa, gdzie wykupili trzy pełne torby słodyczy. Później udali się do Pubu pod Trzema Miotłami.
— No... tu jest o wiele bardziej romantycznie niż w tej całej Herbaciarni u pani Puddifoot — oznajmił Ron po wypiciu ogromnego łyka piwa kremowego. Hermiona zaśmiała się. 
— Oczywiście, zwłaszcza jeśli romansuje się z piwem kremowym  — oznajmiła dziewczyna, po czym sama wypiła łyka tegoż napoju. 
 — Czy ty mi coś sugerujesz? — spytał Ron, siląc się na poważny ton, lecz zaraz się roześmiał. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś zazdrosna o piwo kremowe? 
— Nie, daj spokój... no może trochę — zaśmiała się Hermiona.
— Wiedziałem... — odpowiedział dumnie.
— Oczywiście, bo kto jak kto, ale ty wiesz wszystko — odpowiedziała ze śmiechem dziewczyna i wzięła łyk piwa kremowego. Ron cały czas patrzył się na nią. Ona odłożyła kufel i chwilę popatrzyła na niego. — Czemu się tak na mnie patrzysz? Jestem brudna? — spytała. 
— Niee... może trochę na nosie, ale nie dlatego. Wiesz... po prostu lubię patrzeć na taką ciebie... — oznajmił rudowłosy młody mężczyzna. 
— Jaką mnie? Brudną? — spytała żartobliwie. Ron zaśmiał się. 
— Nie... na wesołą, żartującą i... — zaczął, lecz ona mu przerwała.
— Szczęśliwszą? — spytała. On pokiwał głową, mówiąc w ten sposób "tak". — Widzisz Ron... jestem szczęśliwa, bo mam ciebie — oznajmiła. — A teraz powiedz mi może co słychać u twojej rodziny? 
— Za wiele się nie zmieniło. Percy jest teraz zastępcą Ministra Magii, ale już nie puszy się jak kiedyś... myślę, że to wszystko dało mu do myślenia. Bill i Fleur przyjeżdżają do nas co tydzień na niedzielny obiad, wszystko u nich w porządku, Bill znów pracuje w Banku Gringotta, chociaż nie wiem czemu ten bank nie jest już uznawany za taki bezpieczny... podobno ma to związek z tym, że rok temu jakaś trójka czarodziejów przy pomocy jakiegoś goblina włamali się do jednej ze skrytek... może o tym słyszałaś? — zażartował. Hermiona uśmiechnęła się i kiwnęła głową, zachęcając go tym samym do dalszego mówienia. Ron westchnął — Charlie siedzi w Rumunii, ale często do nas pisze... ostatnio strasznie ekscytował się jakimś nowym smokiem. Nikt z nas nie rozumie dlaczego. George... nie wiem czy kiedykolwiek uda mu się pogodzić ze śmiercią Freda... potwornie to wszystko przeżywa. Harry mieszka w Norze... chciał się wyprowadzić, ale mama nawet nie chce o tym słyszeć. No właśnie... rodzice są strasznie dumni z Ginny i z Ciebie. Myślę, że jak już wrócicie to chyba zwariują ze szczęścia i dumy — oznajmił Ron. Hermiona uśmiechnęła się smutno. 
 — Tylko, że ja nie wiem czy wrócę... po skończeniu Hogwartu jadę do Australii. Chcę odnaleźć rodziców... wiesz... strasznie za nimi tęsknię — wyznała Hermiona. Jej brązowe oczy zaszkliły się. Ron od razu wstał i objął ją.  
 — Pojadę tam z tobą... nie pozwolę jechać ci samej — wyszeptał w jej włosy. 
— Ron... ja nie wiem ile zajmą mi poszukiwania... nie wiem czy w ogóle uda mi się ich odnaleźć... — powiedziała. Rudowłosy młody mężczyzna uśmiechnął się.  
— Nieważne ile to zajmie... nie chcę cię zostawiać z tym samej. Już razem zachowałem się jak skończony kretyn, kiedy zostawiłem ciebie i Harry'ego jak szukaliśmy horkruksów, a wy na mnie liczyliście... więcej nie popełnię tego błędu. Wyjedziemy tydzień po tym jak skończysz Hogwart, dobrze? — spytał. Mówił pewnie. Hermiona zdawała sobie sprawę, że gdyby zaprzeczyła to mogłaby wywiązać się z tego kłótnia, dlatego przytaknęła. Poza tym... cieszyła się, że miała go przy sobie. Tak bardzo potrzebowała teraz jego obecności. 

Stało się. Hermiona Granger właśnie po raz ostatni wsiadała do pociągu, który osiem lat wcześniej zabrał ją do Hogwartu na pierwszy rok. Właśnie skończyła szkołę. Jak się z tym czuła? Dobrze. Była dumna z siebie i szczęśliwa. Właśnie zamknęła za sobą ważny rozdział ze swojego życia. Jak czuła się z tym? Okropnie. Hogwart był dla niej drugim domem, poznała tam wiele wspaniałych osób, a teraz tak po prostu miała opuścić to wspaniałe miejsce, które wprowadziło ją w świat magii. Z drugiej strony... wiedziała, że już wkrótce znów zobaczy Harry'ego i Rona oraz członków rodziny Weasley, z którymi dawno się nie widziała. Poza tym... już wkrótce miała wyruszyć na poszukiwanie swoich rodziców. 
Dziewczyna, zapatrzyła się w okno i rozmyślała o tym co będzie, kiedy wreszcie ich odnajdzie. Zastanawiała się co im powie po tym jak przywróci im pamięć "Mamo, tato... wybaczcie. Zrobiłam to, bo chciałam zapewnić wam bezpieczeństwo, a w razie gdyby mi się coś stało oszczędzić wam bólu"? Nie... to nie brzmiało za dobrze. Hermiona zdawała sobie z tego sprawę. Myślała o tym i myślała. Nawet nie zauważyła, kiedy przyjechali na peron 9 i 3/4. Gdyby nie to, że Ginny zwróciła jej uwagę, chyba mogłaby zostać w pociągu. 
Na peronie czekali na nich wszyscy Weasley'owie i Harry. Hermiona tak bardzo cieszyła się, że ich widzi, że od razu zapomniała o tym, iż nigdy więcej nie wróci do Hogwartu. Przynajmniej jako uczennica. 
Po przywitaniu się wszyscy wrócili do Nory, gdzie na Hermionę i Ginny czekała niespodzianka. Niespodzianką tą okazało się małe przyjęcie powitalne. Atmosfera jaka tam panowała była wspaniała, można powiedzieć nawet, że magiczna. W końcu jaka miałaby być, jeśli uczestniczyli w niej sami czarodzieje? Wszyscy żartowali... za wyjątkiem George'a, ale zdarzało się, że i ona raz na jakiś czas uśmiechnął się pod nosem. Molly Weasley przygotowała nawet tort w kształcie stosu pergaminów, który zniknął prawie tak szybko jak się pojawił. W pewnym momencie Ron wstał z krzesła. 
— Muszę wam powiedzieć coś bardzo ważnego... — zaczął. Wszyscy spojrzeli na niego z wyczekiwaniem. Hermiona złapała go za rękę — Bo... emmm... ja i Hermiona za tydzień wyjeżdżamy... chcemy odnaleźć jej rodziców... — oznajmił. Przy stole zapadła niezręczna cisza, którą po chwili przerwała Fleur. 
— Ojei... Ron... to bahdzo uhocze, że tak thoszczysz się o Hermionę. Zgodzisz się ze mną, Bill? — spytała. Jej mąż od razu przytaknął. 
— Tak... to... to wspaniale, że chcesz ją wspierać — powiedział Bill. Jednak atmosfera przy stole wciąż była napięta. Próbę rozluźnienia jej podjęła Ginny. 
— A tak zmieniając temat... czemu nie ma tu ciotki Muriel? — spytała dziewczyna. Ron usiadł na miejsce, wdzięczny siostrze za pomoc.  
 — Dokładnie... dawno nie słyszałem, że mam za długie włosy i można mnie z Ginny pomylić — zażartował Ron. 
— Ja bardzo chętnie znów bym usłyszała, że mam fatalną postawę i za chude pęciny — dodała Hermiona. Atmosfera przy stole powoli wracała do normy. 
— Ale za to... zawsze miło jest usłyszeć, że może jest się mądrzejszym niż się wygląda. — Do rozmowy włączył się Harry.
— Przesadzacie... dla mnie jest miła — oznajmił Bill.
— Bo nie jesteś Francuską — zauważyła Fleur i po chwili każdy wybuchł śmiechem. — Nigdy  nie zapomnę jak phzez godzinę tłumaczyła mi jak nosi się tamtą tiahę...
Ten tydzień w Norze zleciał bardzo szybko i wreszcie nadszedł dzień wyjazdu Rona i Hermiony. Cała rodzina Weasley'ów zebrała się na dole, przy drzwiach. Najpierw pożegnali się z Harrym, Ginny i resztą rodzeństwa Rona. Potem z jego rodzicami. 
— Ale wróćcie na Boże Narodzenie... — powiedziała Molly Weasley, tuląc Rona i Hermionę na pożegnanie. 
— Mamo... wrócimy jak uda nam się znaleźć rodziców Hermiony... nie wiem czy wrócimy na Boże Narodzenie... Australia do duży kraj... kontynent czy co to tam jest. Poza tym... będzie tu tyle osób, że pewnie nie zauważysz naszej nieobecności — oznajmił Ron.
 — Wstydź się!! Jak mogłabym tego nie zauważyć?! — kobieta niemal krzyknęła. 
— Będziemy... nawet jeśli nie uda nam się ich znaleźć to wrócimy na Boże Narodzenie. Obiecuję. — Do rozmowy włączyła się Hermiona. Ron spojrzał na nią zdziwiony, a pani Weasley przytuliła ją.
—  Dobrze... jedźcie już... zanim się rozmyślę — powiedziała rudowłosa kobieta. W jej oczach zagościły łzy, ale ona powstrzymywała ich wypłynięcie.
 Ron spojrzał na Hermionę, w ten sposób pytając, czy jest już gotowa. Ona skinęła głową. Wyszli więc z Nory i zamknęli za sobą drzwi. Słysząc jeszcze jak w środku pani Weasley zaczyna płakać.


Poszukiwania rodziców Hermiony trwały już prawie rok. Oczywiście wliczając w to Boże Narodzenie, które zgodnie z obietnicą para spędziła w Norze. Młoda kobieta powoli zaczynała tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek uda im się odnaleźć jej rodziców. Po kolejnym dniu spędzonym na bezowocnych poszukiwaniach Hermiona zaczęła się zastanawiać czy jest sens w dalszych próbach.
— Ron? Chyba powinniśmy już wracać... nie uda nam się ich odnaleźć... może wcale ich tutaj nie ma... może są gdzie indziej... — zaczęła. Młody mężczyzna objął ją. 
— Hermiona... znajdziemy ich. Nie możemy się przecież poddać... poza tym... jeśli dzięki temu będziesz szczęśliwa to ja przeszukam cały świat i ich znajdę — oznajmił. — Zrobię wszystko, żeby tylko dać ci szczęście. Wiesz... muszę w jakiś sposób wynagrodzić ci te wszystkie chwile, kiedy przeze mnie płakałaś... 
— Och daj spokój... to było dawno i już nawet tego nie pamiętam... — powiedziała. Ron się zaśmiał. 
— Nie pamiętasz? To czemu tak często mi to wszystko wypominasz? — zapytał ze śmiechem. 
— Oj no bo wiesz... to całkiem fajne zajęcie — zażartowała. Dzięki niemu jej wiara w sens poszukiwań dwójki niesamowicie ważnych dla niej ludzi znów powróciła. 

Odnalezienie państwa Granger zajęło Ronowi i Hermionie dokładnie rok i dwa tygodnie. Po tym czasie dziewczyna wreszcie mogła przywrócić rodzicom pamięć, wytłumaczyć wszystko i nareszcie się uspokoić. Przez cały ten czas Ron trzymał ją za rękę, dodając jej tym samym otuchy.
Po tej ciężkiej i długiej rozmowie Hermiona poszła razem ze swoją mamą na spacer. Ron został z panem Granger w domu.
— Panie Granger? Mogę zadać panu pytanie? — zaczął Ron. 
— Oczywiście — odparł ojciec Hermiony, 
— Widzi pan... ja... nawet nie wiem jak zacząć, bo nigdy wcześniej tego nie robiłem. No ale dobrze... kocham pańską córkę i... chciałbym, aby to ona została moją żoną. Czy... czy zgodzi się pan? — spytał Ron. 
— Jeśli tylko Hermiona zgodzi się oddać ci rękę to ja nie mam nic przeciwko.
— Rękę? Nie żeby coś, ale chyba wolałbym ją całą... — odpowiedział Ron, nie zastanawiając się nad tym co powiedział. Dopiero śmiech pana Granger pomógł mu zrozumieć. Młody mężczyzna sam zaczął się z siebie śmiać. W tym czasie wróciły pani Granger i Hermiona. 
— Z czego się śmiejecie? — spytały chórem. Zarówno Ron jak i pan Granger uspokoili się. Pan Granger spojrzał wymownie na rudowłosego młodzieńca. 
"Dobra... już czas... dam radę." pomyślał Ronald Weasley i wstał. Następnie ukląkł na jedno kolano przed Hermioną i wyjął z kieszeni małe pudełeczko.
— Hermiono Jean Granger... czy... czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
— Tak. 





_______________________________________________________________________


Jak po tytule (i treści) widzicie... dziś przychodzę do Was z Romione... wiem, że jest to pairing, który nie wszyscy lubią (choć ja osobiście uwielbiam)... dlatego nawet jeśli nie lubicie Romione to mam nadzieję, że miniaturka się Wam spodobała i skomentujecie :)
Ja... nawet nie wiem co o tej miniaturce sądzić... wydaje mi się, że nie jest zła, ale najlepsza też nie (zdecydowanie bardziej dumna jestem z miniaturek o bliźniakach), jednak... tragedii wielkiej chyba nie ma, prawda? :) 
Jest to pierwsza miniaturka o Romione na tym blogu, ale na pewno nie ostatnia, bo jak już pisałam uwielbiam tą parę, dlatego też... mam nadzieję, że następna będzie lepsza :D
Ach... i oczywiście... jeśli ktoś jeszcze nie widział to zapraszam do zakładki Gamemaker oczywiście jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś więcej o mnie (muszę przyznać, że pisanie treści tej zakładki było dla mnie niesamowicie trudne). Aktualizowałam również zakładkę Polecam!! na blogu o Finnicku i Annie i niedługo znów ją aktualizuję :)
Ostatnia sprawa... mam nadzieję, że w komentarzu napiszecie mi również co sądzicie o tej grafice na końcu miniaturki :) Sama ją robiłam (dziś rano :D) i liczę na to, że również się Wam podoba :)